czwartek, 22 października 2015

Jak oni czytają

Czytam wywiady Katarzyny Tubylewicz z przedstawicielami kultury w Szwecji i zazdroszczę. Przede wszystkim długoletniej tradycji czytania oraz polityki państwa, które rozumie, że literatura w życiu człowieka odgrywa ważną rolę. Na takie podejście miały naturalnie wpływ uwarunkowania historyczno-społeczne: już w XVII wieku kościół protestancki prowadził w całym kraju kampanię na rzecz czytelnictwa wśród wiernych. Czytać uczyli się wszyscy bez względu na pochodzenie i płeć, co w połączeniu z późniejszą pro-społeczną działalnością obywateli spowodowało, że książki trafiły pod strzechy.


To wszystko (plus zamożność państwa) daje po latach bardzo dobre rezultaty. Szwedzi czytają licznie i chętnie, mają do wyboru szereg imprez literackich, a biblioteki – uważane przez ludzi kultury i decydentów za kluczowe w rozwoju czytelnictwa – tętnią życiem. Za przykład niech posłuży jedna z ostatnich inicjatyw czyli biblioteka TioTretten (DziesięćTrzynaście) stworzona dla dzieci w wieku 10-13 lat, które są za duże na bibliotekę dziecięcą, a za małe na bibliotekę dla dorosłych. W TioTretten mogą czytać, nagrywać muzykę, brać udział w zajęciach teatralnych, a nawet gotować. Co ważne, oprócz animatora/pedagoga dorośli nie mają tu wstępu. Miejsce przesympatyczne (zdjęcia), a to zaledwie jeden z licznych przejawów dbałości o poziom czytelnictwa w Szwecji.

Oczywiście nie można powiedzieć, że w Polsce nic się nie dzieje w tym zakresie. Mamy własne kampanie zachęcające do czytania, działają dyskusyjne kluby książki, organizuje się festiwale literackie i gry miejskie, na spotkania zapraszani przyjeżdżają znani i nagradzani pisarze. Po lekturze rozmowy z szefem Instytutu Książki oraz ministrą edukacji narodowej, która przyłączyła się ze swoim resortem do Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa, można mieć nadzieję, że idzie ku dobremu, niestety zamieszczone w książce wypowiedzi bibliotekarzy sugerują, że urzędnicy państwowi więcej mówią niż robią. Niektórzy, jak np. prezes Polskiej Izby Książki pytający w audycji radiowej: Po co bibliotekom nowości? Niech kupują stare książki, nie wiedzą chyba nawet, o czym mówią.

Tak czy owak jedno, jest pewne: bez stałego wsparcia państwa oraz inwestowania w młodego czytelnika i w biblioteki nie należy oczekiwać wzrostu poziomu czytelnictwa. W Polsce, owszem, powstają już nowoczesne mediateki, imponujące centra kultury w rodzaju tych w Suchym Lesie czy Grodzisku Mazowieckim, a nawet ośrodki takie jak Stacja Kultury w Rumi (więcej na ten temat TU), ale to wciąż mało. W moim powiecie władzom raczej nie zależy na oczytaniu mieszkańców i wiem, że nie jesteśmy wyjątkiem. Szkoda.

__________________________
Szwecja czyta, Polska czyta
pod red. Katarzyny Tubylewicz i Agaty Diduszko-Zyglewskiej
Wydawnictwo Krytyka Polityczna, Warszawa 2015

16 komentarzy:

  1. Polska Izba Książki i jej prezes już się wielokrotnie wykazywali merytorycznie, choćby podczas dyskusji o pogrzebanej na szczęście ustawie o książce. Mam alergię na instytucję i pana Albina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się, czemu właściwie służy PIK. Nawet ich strona internetowa pokazuje, że to mało poważna organizacja.
      O ustawie też się w książce mówi. Oręduje jak zwykle szefowa WAB-u, na szczęście pracownik BN w dalszej części pokazuje, że w obecnym kształcie ustawa dba jedynie o wydawców i księgarzy.

      Usuń
    2. Służy chyba głównie mizianiu się po brzuszkach, tym bardziej że sporo wydawców nie należy do PIK albo z niej wystąpiło.
      Ustawę mamy z głowy, przynajmniej chwilowo.

      Usuń
    3. Właśnie sobie wyobraziłam to mizianie i prawie się zakrztusiłam.;)
      Tak, ustawa będzie musiała na szczęście poczekać. Oby jak najdłużej.

      Usuń
  2. Kiedyś sporo czasu spędzałam w Szwecji, a konkretnie w małej wiosce na Gotlandii. Dwie ulice na krzyż, ale biblioteka była. I to dobrze zaopatrzona. Na przykład była tam półka z literaturą anglojęzyczną - nowościami. I jakoś nikt nie kwestionował, że garstce Szwedów są potrzebne nowości po angielsku. No ale u nas nie Szwecja ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziwo, u mnie w mieście powiatowym są półki w głównej filii na książki anglojęzyczne, ale to spore miasto. więc zakup usprawiedliwiony. Ale np. w wakacje ta sama biblioteka tylko dwa razy w tygodniu jest czynna do godz. 18.00, w pozostałe trzy - do 15.00. I to już jest dla mnie nie do wybaczenia.

      Usuń
  3. Polska Izba Książki brzmi prawie jak Polska Izba Pamięci, co daje sporo do myślenia. jakby ich sloganem było : książka należy do przeszłości, cześć jej pamięci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to wymyśliłaś i trudno się z tym nie zgodzić. Niestety.;(

      Usuń
  4. W przypadku naszego kraju można odnieść wrażenie, że nie brakuje u nas inicjatyw związanych z rozwojem czytelnictwa, występuje natomiast spory problem ze wspieraniem tych idei i pomysłów przez państwo. Pod tym względem nasi rządzący są mistrzami marnowania potencjału :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Dostrzegam wiele inicjatyw oddolnych, które znajdują aplauz wśród społeczeństwa, często też są tanie. Samorządy chyba nie są przyzwyczajone do długofalowego myślenia o kulturze, a czytelnictwie w szczególności.

      Usuń
  5. Całkiem niedawno czytałam gdzieś (oczywiście nie pamiętam, gdzie...), że w tych krajach, gdzie jest rozwinięte czytelnictwo, jest też świetnie rozwinięta gospodarka, ludzie zarabiają więcej itd. Znowu nie potrafimy wziąć przykładu z innych, przeszczepić na nasz grunt sprawdzonych wzorców... ;-(

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że najtrudniej jest zmienić myślenie o kulturze wśród władz.;(
    Szwedzi uważają, że czytelnictwo nie jest kosztem, ale dobrem, bo: oczytany człowiek to z czasem wykształcony człowiek, później nieźle zarabiający, konsumujący, a więc przyczyniający się do wzrostu PKB. równanie jest proste.;) Naszym władzom chyba nie zalezy na wykształconych obywatelach.;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak jakoś skojarzył mi się twój wpis z usłyszaną dziś wypowiedzią w kontekście wyborów. Rozmówca (nie pamiętam kto to był) przekonywał, iż polityków powinno się pytać o ich preferencje czytelnicze, bo ten kto czyta wartościowe książki ma szersze spojrzenie i większą empatię dla ludzi, a tym samym daje większe prawdopodobieństwo lepszego zarządzania. I chyba coś w tym jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem na pewno coś w tym jest.;) Nasi politycy najwyraźniej mało czytają i dlatego są oderwani od rzeczywistości.;(

      Usuń
    2. Przypomniało mi się, że w tym roku jakiś tabloid uchwycił prezydenta na wakacjach we Włoszech. Czytał na leżaku "Kapelusz cały w czereśniach" Fallaci.;)

      Usuń